Strona główna Podróże Słynne Machu Picchu | relacja z podróży

Słynne Machu Picchu | relacja z podróży

by Asia

Budzimy się wcześnie, raniutko, bo to dziś! Dziś czeka na nas słynne Machu Picchu! Każdy kojarzy te słynne ruiny, jeden z siedmiu cudów świata – nawet jak nie jest pewny, czy widział to odpala sobie grafikę w google i już wie, że widział 🙂 

Bilety kupiłam jeszcze w Polsce przez internet. Nie ważne kiedy jedziecie, pamiętajcie, aby zakupić bilety na oficjalnej stronie (link) i – uwaga – wpisać poprawne dane: nazwisko, datę urodzenia i numer aktualnego paszportu (podkreślam, bo paszport musi być ważny ponad 6 miesięcy, sprawdźcie czy nie potrzebujecie wyrobić nowego). Jeśli zrobicie błąd po opłaceniu biletów nie ma już odwrotu! Bez problemu zapłacicie Mastercard i Visą za dodatkową opłatą ok 12 SOL.

W związku z tym, że jechałyśmy poza sezonem nie martwiłyśmy się o brak miejsc. W sezonie kiedy szlak trekkingowy Inca Trail jest czynny (w lutym zamykają go w związku z pracami konsewatorskimi) trzeba kupić bilety nawet kilka miesięcy przed podróżą! Rząd ściśle określił limit osób, które każdego dnia mogą wejść na teren ruin oraz poszczególne szczyty. 

No właśnie: szczyty, ruiny.. Widzimy jak wygląda kompleks na zdjęciach, ale zawsze zdjęcia zrobione są z wysokości, nie zdajemy sobie więc sprawy, że ruiny otaczone są dwiema górami: Machu Picchu (ta bardziej znana od której całe miejsce wzięło swoją nazwę) oraz Hayana Picchu.

Jeśli chodzi jeszcze o zakup biletów mamy trzy opcje (kto już zasięgnął języka przed wyjazdem na pewno trafił na te informacje):
1. Opcja dla leniuszków nie-chce-się-zmęczyć to same ruiny. Wydają się olbrzymie, bo tu pałacyk, tu świątynia, ale wszystko można zobaczyć w godzinę. Dłużej zajmuje czekanie na swoją kolej, aby dostać się do punktu widokowego, żeby pstryknąć sobie zdjęcie z lamą na tle ruin. Tak, tu spotkamy wszystkich videoblogerów i instagramowiczów, którzy będą we wszystkich językach świata zdawać relację na swoje profile i szukać idealnego ujęcia. Opcja dla cierpliwych. 
2. Opcja dla aktywnych wariatów czyli ruiny w połączeniu ze wspinaczką na Huyana Picchu. Czemu wariatów? W sezonie deszczowym jest tu dość ślisko a podejścia opisywane są jako strome. W przewodniku przeczytamy, że jest to opcja „dla osób o dobrej kondycji fizycznej, które nie cierpią na lęk wysokości”.
3. Opcja dla rozważnych aktywnych. Tutaj mam najwięcej do powiedzenia, bo to na ten wariant zdecydowałyśmy się z Asią. Wiedziałyśmy, że może być dość deszczowo i ślisko na Huyana i Machu Picchu wydało nam się bezpieczniejszą opcją. Kiedy – już po zakupie biiletów – usłyszałam, że koleżanka złamała nogę właśnie podczas wspinaczki tutaj i musiała wracać wcześniej do Polski, ucieszyłam się, że jednak wybrałyśmy łagodny wariant. Poza tym, być w Machu Picchu i nie wejść na górę? To byłaby wielka strata!

To wszystko już na miejscu, a jak się tam dostać? Opcji jest kilka, nawet w lutym kiedy ta najsłynniejsza nie jest dostępna. My dojechałyśmy do najbliżej położonego miasteczka Aguas Calientes i to stamtąd wyruszyłyśmy pieszo następnego dnia.

O czym nie wiedziałyśmy i czego nie piszą w przewodnikach? Nie można wyruszyć w drogę kiedy się chce! Autobus przejedzie (24 USD w jedną stronę!), ale pieszych zatrzymają strażnicy jeszcze na wyjściu z miasta, zechcą sprawdzić bilety i jeśli wyrusza się „za wcześnie” to każą czekać. Miałyśmy wejście na Machu kupione od ósmej rano, właśnie dlatego żeby na spokojnie ruszyć swoim tempem, podziwiać widoki i zrobić zdjęcia, wyszłyśmy więc z hotelu o szóstej po czym musiałyśmy stać, żeby następnie pędzić pod górę bez chwili wytchnienia! Najlepiej kupić więc pierwszy bilet dnia (wejście od 6:00), bo spóźnialskich wpuszczali, ale nikogo wcześniej. Tragedia!

Możecie spróbować naściemniać trochę strażnikom mówiąc: Es que no tengo buena condición física, quiero empezar antes de todos (nie mam za dobrej kondycji, chce zacząć przed innymi) ,me duele la pierna y no puedo ir muy rápido (boli mnie noga, nie mogę iść szybko), por favor, nos deja empezar la caminata un poco antes? nos importa mucho.. (czy pozwoli nam Pan zacząć wcześniej? bardzo nam zależy), no sabíamos de esas resticciones y habíamos quedado con grupo de amigos arriba (nie wiedziałyśmy o tych limitach i umówiłyśmy się już na górze z przyjaciółmi.

Nam udało nam się namówić pana strażnika (z serii: dlaczego warto uczyć się hiszpańskiego) i puścił nas i kilka osób wcześniej co mnie trochę uspokoiło, bo naprawdę nie chciałyśmy tracić czasu. Trasa pokonywana pieszo przecina trasę autobusu, wspinamy się pod górę około godzinę z krótkimi przerwami. Jestem trochę załamana, kiedy zdaję sobie sprawę w połowie, że to tylko rozgrzewka a prawdziwa wspinaczka jeszcze się nawet nie rozpoczęła. Pod wejście docieram mokra, nie wiem czy od potu czy od deszczu i nie wiem co gorsze. Pogoda pogrywa sobie z nami, zaczyna padać, za chwilę znowu ciepło, idziemy między drzewami więc jest mi duszno.. Jestem jedną z niewielu osób „nieprofesjonalnie” ubranych: wszystkie części mojej garderoby oddychają i pocą się razem ze mną. Żałuję, że nie włożyłam swoich legginsów do biegania – nie powtórzę już tego błędu wchodząc na Rainbow Mountain…. Docieramy! Obowiązkowa toaleta (nie ma żadnej po przekroczeniu bramek, ani w górach ani na terenie ruin!) i wchodzimy. Tu miła niespodzianka, bo mimo że przewodniki mówią że nalezy opuścić teren do 12:00 okazuje się że na łączonym bilecie (ruiny+góra) można przebywać aż do 16h. Ogranicza nas już tylko rozkład jazdy pociągów, nic więcej. Co za ulga!

To na którą część zdecydujemy się najpierw zależy od nas. Nie dajcie się nabrać temu co mówią, że potrzebujecie licencjonowanego przewodnika – nie jest on obowiązkowy.

Możecie grzecznie podziękować przewodnikowi po hiszpańsku. Tutaj udawanie, że nie znacie hiszpańskiego nie pomoże, bo ich znajomość języków obcych jest imponująca. Najprościej powiedzieć grzecznie muchas gracias, preferimos verlo individualmente (dziękujemy, ale wolimy oglądać na własną rękę), a lo mejor después (może później). Jeśli rozważacie wynajęcie przeowdnika dopytajcie o cenę i warunki: cuánto cuesta (ile kosztuje?), en soles o dólares?, y cúanto tardamos por verlo todo (a ile zajmie zobaczenie wszystkiego?), a qué hora podemos salir (o której możemy zacząć?)

Idziemy za ciosem i wchodzimy od razu na górę. Widoki oraz moje stęki i jęki można zobaczyć na moim instagramie. W dużym skrócie: zdobyłam swój Everest. Jak to jest, że człowiek ćwiczy, rusza się regularnie, odpala Chodakowską co drugi dzień a ma problem z wejściem na górę? Nie wiem. Winię wysokość, brak aklimatyzacji i głupią pogodę. I to, że nie umiem oddychać podczas wspinaczki. Asia jak kozica ruszyła do przodu, ja swoim tempem czołgałam się za nią ciesząc się, że grupy turystów zostały na dole i nie ma więcej świadków mojej niemocy. Po 2 godzinach usłyszałam krzyk Asi „to już” a piętnaście minut później dołączyłam do niej na szczycie! Udało się!

Nawet pogoda się uśmiechnęła do mnie, nie padało, wiatr odświeżał, ale nie mroził a mleczne chmurki drażniły się z nami odsłaniając widok, aby za chwilę znów zasłonić nasz punkt startowy. Szkoda, że trzeba było ruszać w drogę powrotną. Schodzenie wcale nie jest łatwiejsze aczkolwiek szybsze, przynajmniej tyle.

Można się kłócić o to która z gór ukazuje lepsze widoki. Znajomi, których poznałyśmy w pociągu powrotnym do Ollantayambo, wybrali drugi szczyt, ale nie wiem czy „nasze” Machu nie podobało mi się bardziej z góry 🙂

Zobacz również

Zostaw swój komentarz